Gdy Casa de la Guardia całkiem opustoszała, w Epifanii zrobiło się niepokojąco pusto. Wprawdzie za dnia kręciło się po rancho troje pracowników – pokojówka, don Adolfo (ów bardzo stary ogrodnik) i szesnastoletni Ricardo, podręczny Susany – ale nocą Mrożkowie zostawali sami. To nie było bezpieczne w kraju, w którym ludzkie życie wciąż gwałtownie taniało, a rozbój stawał się zawodem masy bezrobotnych…„Co dalej panie Mrożek”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1996.
Aby komentować, zaloguj się na konto portalu Polityka.pl
Nie masz konta w Polityka.pl? Kliknij tu, by je założyć.