Przeczytałem w „Gazecie Wyborczej”, że już 1400 osób podpisało popieraną przez KOD petycję w sprawie ustanowienia 4 czerwca świętem narodowym. Super. Po prostu wspaniale. Podpisuję się na cztery łapy. I mogę jeszcze dorzucić kilkaset podpisów bezużytecznie tkwiących na stronie petycje.pl (petycja 4106). Bo to samo wraz m.in. z Tadeuszem Mazowieckim, Jarosławem Szczepańskim, Waldemarem Kuczyńskim, Adamem Rotfeldem, Markiem Safjanem, Janem Dworakiem zaproponowaliśmy siedem lat temu przy okazji obchodów 20. rocznicy wyborczego zwycięstwa Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.
Nie będzie to jednak wpis typu „a nie mówiłem”. Będzie to wpis typu: są sowy, które nawet o zmierzchu nie lecą. Nie lecą o świcie (co dawno stwierdził Hegel), nie lecą w południe (o czym filozofowie milczą) i za cholerę nie polecą nawet, gdy nastanie najczarniejszy mrok, choć Hegel nam to w zasadzie obiecał. (Dla przypomnienia: Hegel napisał we wstępie do „Zasad filozofii prawa”, że „Sowa Minerwy wylatuje dopiero z zapadającym zmierzchem”, co znaczy mniej więcej tyle, co „mądry Polak po szkodzie”, czyli że nie sztuka objaśniać coś post factum, natomiast a priori objaśnić, więc zwłaszcza przewidzieć, niczego się z natury rzeczy nie da).
Obie heglowskie tezy zawarte w metaforze sowy wydają mi się sporne, ale w naszym przypadku dużo groźniejsza jest fałszywość tezy, że przynajmniej o zmierzchu sowa Minerwy (Ateny, mądrości) nareszcie się uniesie. Bo zmierzch już bez wątpienia zapada, a masa polskich sów ani drgnie. Albo, co jeszcze gorsze, zrobią szybkie hop z gałęzi na gałąź i w nowym miejscu próbują śnić stare sny.
Kiedy siedem lat temu proponowaliśmy ustanowienie 4 czerwca świętem, napotkaliśmy opór z dwóch stron. Z jednej PiS etc. kwestionował pomysł merytorycznie, bo czerwcowe wybory to przecież dla nich zło, kompromis, owoc zdrady w Magdalence albo coś jeszcze gorszego. A z drugiej strony tzw. ekonomiści itp., którym szkoda na takie głupoty grosza. Bo zamiast świętować i marnować energię, zawsze można trochę betonu wylać albo coś takiego.
Pamiętam, jak nam wtedy ręce opadały, pan Tadeusz robił swoje spektakularne uuuuffffff, Jarek Szczepański pukał się w wysokie czoło, ale opór był nie do przełamania. Chcecie świętować – mówili – to proszę. Ale bezkosztowo. I żeby bez bumelki mi było. Żeby robota na tym nie straciła. Bo na dorobku jesteśmy. Europę musimy dogonić itp. To doganianie miało taką piekielną moc, że cieszyć się nie mieliśmy czasu. Ani – szczerze mówiąc – moralnego prawa. Z panem Tadeuszem nikt po naszej stronie już nie śmiał się kłócić, w końcu był naszym mędrcem. Więc go unieważniano. Och, ach, piękna idea, no wielka szkoda, że nas niestety nie stać. I na tym z grubsza stanęło.
Na sowią metaforę to było z grubsza wczesne popołudnie. Nie było się co dziwić, że sowy w środku dnia nie latały. To znaczy niektóre jednak już się unosiły. Na przykład sowy Mazowieckiego czy Rotfelda wiedziały, że świętowanie utrwala celebrowany porządek, ale – o ile pamiętam – nawet oni nie wdawali się w spory z „ekonomistami”. Jak nas nie stać, to nas nie stać.
Argumenty, że ład symboliczny determinuje wszystkie inne łady, a wspólne świętowanie to jądro ładu symbolicznego, był tak samo bezsilny jak argument już czysto praktyczny, że wydajność wzrasta w społecznościach pozytywnie zintegrowanych, o czym dobre wiedzą korporacje. „Ekonomiści” na krok się nie cofnęli.
A inni świętowali. 3 maja, 11 listopada, 15 lipca, 1 września, 17 września, 9 maja, wybuch powstania, upadek powstania, żołnierzy wyklętych, miesięcznice smoleńskie… Nas w żadnym razie nie było stać na jeden dzień radości z czegoś, co się Polakom wyjątkowo udało, a im nigdy nie było żal czasu ani pieniędzy na świętowanie wszystkiego, co się nie udało. I, choć niby PO rządziła, to pisowski porządek symboliczny wciąż zdobywał nowe terytoria, roczniki, grupy społeczne, a nasz się wypłukiwał. Siedem lat później do władzy doszła „dobra zmiana”, która w pół roku zdewastowała bardzo dużą część tego, co z taką determinacją starali się chronić „ekonomiści”.
To nie jest pewna wiedza, ale prawdopodobna. Gdybyśmy byli odrobinę bardziej rozrzutni (jeden dzień wolny od pracy to strata rzędu najwyżej 0,2 proc PKB), gdybyśmy wtedy do wszystkich absurdalnie ponurych i mrocznych polskich świąt potrafili dołożyć jedno święto radosne, pozytywne, budujące, a nie destruujące i dowartościowujące sukces współczesnej transformacji, a nie klęski minionych pokoleń, to prawdopodobnie po kilku latach, jakie minęły od 2009 r., polski ład symboliczny byłby nieco inny. Ne twierdzę, że by się odwrócił o 180 lub o 90 stopni, ale i 15 stopni by wystarczyło, żeby kto inny dominował w polskiej polityce, w Sejmie, w rządzie itd.
Teraz jeszcze lepiej niż kiedykolwiek widać, że polityczna siła niszczącej dorobek dwóch dekad „dobrej zmiany” zakorzeniona jest w patologicznym ładzie symbolicznym z absurdalnymi kultami „żołnierzy wyklętych” i „tragedii smoleńskiej” na czele. Wydawałoby się, że w obliczu takiego mrocznego kresu wielu polskich nadziei i ponurej nocy, którą widać przed nami, sowy demokratycznej Minerwy zerwą się do lotu z okrzykiem „WARTOŚCI! SYMBOLE! My mamy lepsze – prawdziwe, budujące, swoje!”. Ale gdzie tam. Sowa śpi, jak spała. Déjà vu. W odpowiedzi na apel o święto 4 czerwca prof. Andrzej Blikle, od miesiąca społeczny doradca KOD, mówi „Gazecie Wyborczej”: „Mam wątpliwości, czy powinien to być dzień wolny od pracy. Jesteśmy krajem na dorobku, a dni wolnych w roku i tak mamy bardzo dużo”.
Problem w tym, że właśnie m.in. z powodu ciągłego opowiadania o kraju na dorobku i usprawiedliwiania w ten sposób bezliku zaniechań w sferze symboli, tożsamości, kultury, świadomości itp. my już nie jesteśmy krajem na dorobku. Kraj na dorobku to kraj, który się dorabia. A Polska teraz przede wszystkim rozrabia. Rozrabia nie dlatego, że się nie umiała dorobić, lecz z tego powodu, że nie umiała i nie chciała nic sensownego zrobić ze swoim ładem symbolicznym. Rozrabianie i dorabiane na dłuższą metę nigdy nie dają się ustawić w parze.
Że sowa Minerwy nie jest łatwa w hodowli, to od dawna wiadomo. Że leni się za dnia i przez to przychodzą najczarniejsze noce, gdy rusza na łowy, to rzecz od wieków pewna. Ale jak czarna, lub o ile czarniejsza niż teraz musi być polska noc, żeby polskie sowy zaczęły przecierać oczy i zbierać się do lotu?
1 czerwca o godz. 10:53
Pan Żakowski błędnie i przesadnie ocenia znaczenie symboliki w polityce. Mi się wręcz wydaje, że to polityka symboliczna PiS-u gwarantowała PiS-owi przez wiele lat „niewybieralność”. Natomiast względny sukces PiS-u w ostatnich „wyborach” (w zasadzie wybór przez nieporozumienie w ordynacji przypominającej Rosyjską Ruletkę) wziął się między innymi z tego, że ludzie zupełnie zobojętnieli i dostali znieczulicy na wszelkie wymiary symboliczne polityki. I to głównie dzięki mediom, również tym liberalnym, które do granic niemożliwości pompowały PiS razem z jego pustą i ordynarną symboliką robiąc nie jako symbolikę zamiast polityki.
Stąd też fałszywy wniosek, że sposobem na PiS jest pompowanie własnej symboliki. Efektem byłoby tylko dalsze zobojętnienie społeczeństwa na kwestie symboliczne mimo odczuwanej do tego odrazy.
Główna cechą i wadą polskiej psuedo-polityki jest właśnie przesycenie symbolizmem (po wszystkich stronach), która przykrywa brak kompetencji do prowadzenia klasycznej i realnej polityki. Na symbole z PiS-em i tak nikt nie wygra. Tylko realne propozycje, koncepcje, programy i wiarygodne wizje rozwoju (praktycznego) mogą stanowić rzeczywistą i pociągającą alternatywę dla PiS-u i całej polskiej „polityki”. Ale tutaj „opozycja” ma zero do zaproponowania bo jest równie niekompetentna, pusta kadrowo i próżna jak ten PiS.
1 czerwca o godz. 16:21
Dzień niedemokratycznych wyborów na święto narodowe nadaje się jak najbardziej. Zwłaszcza w oczach zwolenników oligarchii, która sprawowała władzę po 1989 roku i jest w tym oczywiście freudowskie drugie dno.
1 czerwca o godz. 17:53
Przy całej mojej sympatii dla KOD-u, wsparciu i udziału w demonstracjach, nie podpiszę petycji w sprawie ustanowienia 4 czerwca świętem narodowym. Powody. Po pierwsze zgadzam się z opinią, że w Polsce jest za dużo różnych świąt państwowych, które w dodatku upamiętniają zdarzenia o wątpliwej potrzebie upamiętniania. Po drugie, uważam, że święto państwowe powinno upamiętniać zdarzenia, które łączą a nie dzielą a ponadto za tym zdarzeniem musi przemawiać stabilna racja historyczna. Postulat ustanowienia 4 czerwca świętem nie spełnia tych warunków. Obecnie 4 czerwca jest Dniem Wolności i Praw Obywatelskich, jest świętem i nie jest dniem wolnym od pracy i ten skromny wymiar jest właściwy. Wolność i prawa obywatelskie nie są dane raz na zawsze, o nie trzeba walczyć a nie świętować.
Pozdrowienia.
1 czerwca o godz. 20:29
A ja się cieszę, że święto 4 czerwca jest nielegalne, jak kiedyś 3 maj (nawiasem mówiąc w imieniu KOD składałem kwiaty pod pomnikiem konstytucji w Gdyni na 3 maja). Tak właśnie powinno być, że święta powstają oddolnie, a nie są dekretowane odgórnie. Jak społeczeństwo samo postanowi świętować 4 czerwca, to państwo z czasem będzie musiało się dostosować. Gdybyśmy to odgórnie zadekretowali, to by była nuda, a PiS i tak by zlikwidował. To bzdura, że można było wygrać wybory za pomocą ustanowienia święta. Dobrą zmianę można było osłabić lub powstrzymać decyzjami politycznymi: zarejestrować SLD jako komitet partyjny, a nie koalicję (wbrew radom Żakowskiego), lepiej przeprowadzając kampanię Komorowskiego, nie nawołując do przerzucania głosów z SLD na Razem (znowu wbrew Żakowskiemu, chociaż to akurat miało niewielki skutek), obniżając progi wyborcze w ordynacji (tu zaniechanie PO), stawiając polityków PiS przed Trybunałem Stanu (znowu zaniechanie PO), podnosząc kwotę wolną od podatku dla wszystkich wyborców zamiast wytwarzać skomplikowane przepisy ‚prorodzinne’ dla niektórych, którzy i tak się nie zorientują (tutaj mamy wspólną winę PO i Żakowskiego, którzy wyżej stawiają deklaratywną prorodzinność od interesu pracowników i emerytów).
1 czerwca o godz. 23:06
Stary blad „ekonomistow teoretykow”. Mysla, ze wystarczy miec racje. A zapominaja, ze jeszcze ktos musi ja przyznac. A w zasadzie to nawet racji nie trzeba miec, jak PiS pokazuje 🙁
1 czerwca o godz. 23:14
Oczywiście, że w Polsce jest za dużo świąt kościelnych a za mało świeckich, państwowych. Oczywiście, że było by na co zamieniać, nawet jeżeli chciało by się zachować dotychczasową liczbę dni wolnych od pracy.
Ale w Polsce od „zawsze” władza kościelna była silniejsza i ważniejsza od świeckiej. A już szczególnie widać to po 89-tym, gdy władza świecka i to każdego koloru zachowywała się tak, jakby potrzebowała kościelnego namaszczenia.
2 czerwca o godz. 0:13
To święto „4 czerwca” to trwa od 25 lat przez cały rok, który w Polsce kończy się i zaczyna politycznym grillowaniem wyborców w przyprawach smoleńskich, natowskich i unijnych. Każda próba załatwienia jakiejkolwiek sprawy w okresie rozciąganych na cały tydzień weekendów kończy sie niepowodzeniem i mętnymi prośbami o odłożeniu tej sprawy po weekendzie. Po otrzymaniu ekstra 500 złotych łódzka Manufaktura notuje „gospodarcze” ożywienie, które według teorii ekonomistów globalnych podnosi PKB , a ono, według tych uczonych jest wskaźnikiem „rozwoju” gospodarczego.
Każde święto jest mile widziane i prowadzi do wzrostu PKB – to jest wystarczajacy argument , żeby święta mnożyć.
2 czerwca o godz. 1:09
Jakze sluszne to slowa. Szkoda tylko, ze musialo dojsc do takiej paranoi aby wreszcie redaktorzy po 20 latach doszli do wlasciwych wnioskow.
Co do PO, SLD czy PSL, sa skonczone i oby pozostaly skonczone. Pora na rzeczywiste formacje obywatelskie o szerokim przekroju ekonomicznym. A i dodam, ze zmniejszenie nieco swiat koscielnych daloby pozytywne skutki.
2 czerwca o godz. 12:55
Panie redaktorze ,nie trzeba mądrości sowy ,aby pokumać,i rozjaśnić problem dla krajan ,szczególnie tych młodziaków.Otoż ,w 1989r ,był dwie możliwości -wojna domowa albo Magdalenka.Za wojną domową opowiedział się ojciec dzisiejszego wicepremiera.?Tak to wynika z historii tych lat.Za wojną domową optują narodowi socjaliści.I wtedy a jeżeli do jasnej cholery i dziś to ,co mamy robić na litość boską .Odwołać się do tych co przeżyli narodowy socjalizm ,do sumienia młodych ,do demokratoów za granicą.Przecież jak mało dziś ,aby wystarczyła iskra dla paranoików.
2 czerwca o godz. 13:21
27 lat temu należało czwarty czerwiec ogłosić świętem narodowym, dlaczego? Bowiem święto narodowe winno być wtedy gdy za oknem świeci słońce, jest ciepło, można iść na karuzelę czy zabawę pod gołym niebem, w lecie człowiekowi chce się żyć i świętować, a co mamy? Mamy 11 listopada — szaro, zimno, smutno, nie chce się wyjść z chałupy a co dopiero świętować, poza tym czy był sens odwoływać się do tak odległych dat? Nawet tzw. komuna to rozumiała i święto narodowe było w lipcu, nasze styropiany uchwalające 11.11. poszły w smutną, polską martyrologie, my kochamy się dołować i cierpieć, Polak musi być skrzywiony i smutny bo wtedy nie widać naszej „Narodowej Głupoty”, pozdrawiam.
2 czerwca o godz. 16:45
Postulowanie ustanowienia 4 czerwca świętem narodowym, w obliczu wciąż nieuregulowanych, rozlicznych, postkomunistycznych patologii, w obliczu braku pełnej dekomunizacji na przestrzeni minionych 27 lat, jest co najmniej kuriozalne. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie ten moment.
Kiedy wreszcie, po wielu, wieeelu latach przyjdzie do władzy (może?) ekipa, która będzie miała żywe pragnienie rozliczyć Polskę z komunizmem, oraz zażegnać liczne, narosłe przez lata, patologie postkomunistyczne, jak choćby horrendalne świadczenia emerytalne wypłacane katom, a śmiesznie niskie renty ofiarowywane ofiarom i często bohaterom walk o wolną Polskę, to wówczas taki pomysł warto rozważyć. Nie wcześniej…
2 czerwca o godz. 16:46
O tym, że od blisko 20 lat w wolnej Polsce obowiązuje „tymczasowa” ustawa zasadnicza tworzona i wprowadzana przez komunistów nawet nie wspomnę… I w takich oto warunkach mamy ustanawiać 4 czerwca „świętem” narodowym? Świętem czego?
2 czerwca o godz. 22:01
Jestem w tej grupie 1400 osób. W Polsce praktycznie nie mamy świąt typowo państwowych. Dominują religijne, a 3 maja i 11 listopada nie są świętowane jak choćby w USA (4.07) czy we Francji (14.07) – hucznie i radośnie. U nas bez mszy i martyrologii się nie obędzie. 4 czerwca mógłby być takim radosnym dniem, bez składania wieńców na cmentarzach i pod pomnikami, dniem zabawy. Ale Polacy to smutasy – nic z tego nie będzie.
3 czerwca o godz. 4:22
Swietnie napisane! Zgadzam sie w pelni z Pana tezami. Tym razem krytyka „ekonomistow” jest celna. Ekonomista (bez cydzyslowu) powinien wiedziec, ze lad polityczny i symboliczny sa ze soba powiazane i ze w dobrym powiazaniu sluza rowniez gospodarce.
4 czerwca o godz. 12:49
Ile osób potrzeba, by jakaś petycja została zauważona? 1400 wystarczy?
5 czerwca o godz. 8:07
4 czerwca 2016 r. sowy Minerwy zerwały się do lotu w Warszawie (około 50 tysięcy – wg organizatorów marszu zorganizowanego przez Komitet Obrony Demokracji, lub ok. 10 tysięcy – wg obliczeń policji) i w 23 miastach Rzeczpospolitej Polskiej. Na własne oczy widziałem to w moim wielkim mieście, gdzie odbył się wiec zorganizowany w formie publicznej dysputy, której uczestnicy wygłaszali płomienne przemówienia na temat drogi do wolności, zapoczątkowanej przed 27 laty w częściowo wolnych wyborach do Sejmu oraz całkowicie wolnych wyborach do stworzonego wówczas Senatu. Słuchałem polityków, poetów – młodych i starych, którzy są spadkobiercami testamentu Jacka Kuronia, który po wydarzeniach w Radomiu w 1976 r. rzucił hasło: „nie palcie komitetów, lecz zakładajcie własne”. I tak oto od listopada zeszłego roku tworzy się i rozwija apartyjny ruch obywatelski w miastach, miasteczkach i wioskach wolnej Polski, który jako zarejestrowane w marcu 2015 r. stowarzyszenie przyciąga do siebie tych, co rozumieją, że nie jest im wszystko jedno.
5 czerwca o godz. 11:25
korekta: „…zarejestrowane w marcu 2016 r….”
10 czerwca o godz. 9:44
Dotknął Pan bardzo ważnego problemu – pozwoliliśmy Kaczyńskiemu i jego ludziom zawłaszczyć sferę symboliczną i ustanowić im ich świętych: tzw. żołnierzy wyklętych, rzekomo najlepszego premiera i prezydenta po 1989 (wiadomo kto), zrobić ze śmiesznej teorii spiskowej (zamach smoleński) jedyną obowiązującą w mediach „narodowych” narrację, sprowadzić przełom roku 1989 do „machlojki przywódców solidarności z Lechem Wałęsą na czele (wiadomo – agent „Bolek”) z PRL-owską władzą” itp. I co teraz mamy? Czym dłużej o tym myślę tym bardziej wkurzają mnie te zmarnowane lata władzy rozlazłej i cwaniackiej Platformy na spółkę z PSL. Tyle można było zrobić w tej sferze, a nie zostało zrobione prawie nic…
10 czerwca o godz. 9:51
Na marginesie jakoś nie widziałem masowego sprzeciwu jak ustanawiano za rządów niestety – tfu! – PO wolnym dniem od pracy tzw. Dzień Trzech Króli. A przecież 4 czerwca jest o niebo ważniejszych dniem w polskiej historii…
14 czerwca o godz. 22:28
” A przecież 4 czerwca jest o niebo ważniejszych dniem w polskiej historii…” –
– chyba w historii Żydów… odzyskali, utraconą tu w ’56 władzę nad Polakami.
15 czerwca o godz. 9:39
Niestety, panie redaktorze.
4 Czerwca jest juz zajety.
Jest to bowiem Dzien Konfidenta.
Okazja jest podwojna. O jednej wszyscy dookola bebnia, czyli o tych w 35% wolnych wyborach. A druga jest obalenie przez okraglostolowych konfidentow i ich oficerow prowadzacych rzadu Jana Olszewskiego, kiedy to Korwin Mikke zglosil uchwale, a po przeglosowaniu Macierewicz czesciowo ja wykonal i dostarczyl do Sejmu i Senatu listy z nazwiskami ubolskich kapusiow.
Taka akcja wymaga swojego dnia – zgodzi sie pan chyba?
Wiec na swoje swieto narodowe prosze wybrac jakis inny dzien.
21 czerwca o godz. 12:31
Proponuję dodać do tego jeszcze 31 sierpnia co upamiętni porozumienie gdańskie